13th April 2015
Zawsze mówi się, że w podróży najważniejszy jest czas spędzony w trakcie „docierania” do destynacji, nie sam cel podróży.
W Kerali, a zwłaszcza w przypadku Munnar, to powiedzenie sprawdza się doskonale.
Jeśli planujecie przyjazd do Munnar, zaplanujcie sobie więcej czasu na podróż, a mniej na sam pobyt.
Dlaczego? O właśnie dlatego:
Munnar słynie z fantastycznej herbaty, którą dzięki lokalizacji (na wzgórzach, jest więc dość wilgotno i chłodniej niż w niżej położonych rejonach) można uprawiać cały rok.
Większość upraw należy do firmy TATA – wielkiego indyjskiego koncernu, do którego należy praktycznie każda branża przemysłu. Co do herbaty – jakiś czas temu TATA wykupiło nawet markę Tetley.
TATA to też jedna z najlepszych firm, dla których można pracować w Indiach – oprócz godnej (jak na indyjskie warunki) pensji, oferują też szereg benefitów socjalnych, co na tym rynku naprawdę nie jest oczywiste. Dla TATA pracują więc nawet całe rodziny i zwykle starają się utrzymać tą pracę do końca życia.
Tak więc herbata rosnąca w Munnar często jest ogrodzona płotkami albo murkiem, ale da się znaleźć miejsca bardziej dostępne
Jadąc w kierunku Munnar musicie pojechać autostradą (jednopasmówka, oczywiście), przez wzgórza i góry. Jazda to niekoniecznie komfortowa, a mocne zakręty i szybkie zmiany wysokości mogą niejednego przyprawić o mdłości. A aby pozbyć się niemiłego uczucia z żołądka wystarczy zatrzymać się gdzieś po drodze.
I podziwiać widoki, o takie.
Albo takie.
I takie
Jazda zajmie kilka godzin, a krajobraz – obiecuję – przez całą drogę będzie tak samo piękny.
Indie są największym producentem – i konsumentem – herbaty na świecie. Produkuje się tu 70% herbaty globalnie wypijane jest właśnie tutaj!
Herbatę zbiera się tu przez cały rok, ręcznie – na wzgórzach zapewne zauważycie tłumy pań zbierających listki do torby na plecach.
Herbata to roślina, która pozostawiona sama sobie urośnie i powstanie z niej… drzewo. Jako że z drzewa trudno byłoby zbierać pojedyncze listki, rośliny przycina się, tak aby zawsze zachowywały konkretną wysokość, mniej więcej do pasa.
Zielone pola herbaty w Munnar przeplatane są rzędami drzew – kiedyś wierzono, że niezbędne jest zasadzenie drzew co jakiś czas w polu, aby zapewnić odpowiedni wzrost krzaczkom herbaty – od kilku lat wiadomo już że to mit, i herbata może rosnąć w pełnym słońcu, bez drzew, ale w Munnar zobaczyć możecie jeszcze plantacje w starym stylu. Dodaje to tej okolicy niezłego uroku.
Co 15 dni każdy krzaczek jest przycinany, a właściwie skubany o przysłowiowe 3 górne, najbardziej zielone listki. To one mają najlepszy aromat herbacie. Codziennie panie zbierające herbatę zmieniają więc „rejon”, tak aby powrócić w to samo miejsce za 2 tygodnie i 1 dzień.
Zapytacie: a czemu nie robi się tego maszynowo? Otóż są maszyny do zbierania herbaty, potrafią one wykonać nawet pracę 20 osób w ciągu dnia! Jednak jakość zbieranych liści i ich stan jest zdecydowanie gorszy niż w przypadku zbioru ręcznego.
Panie zbierające herbatę (bo zwykle są to kobiety) opłacane są dość wysoko jak na indyjskie standardy – dostają 4 dolary za 12 kg zebranych listków herbacianych. Za każdy dodatkowy kilogram dostają dolara. Średnio pracownice zbierają 17 kg na dzień, co pozwala im na względnie spokojne życie. Oprócz pensji, pracodawca zapewnia też zakwaterowanie, i – co najważniejsze- edukację dla dzieci pracowników. Praca na plantacji uważana jest więc za całkiem porządną robotę, którą większość pracowników bardzo sobie ceni.
Kerala jest dumna ze swoich ogólnie zarządzonych płac – jako jedyny stan w Indiach wprowadzono tu płacę minimalną. Dlatego też zdarza się że firmy nie chcą inwestować w biznes w Kerali – bo jest dla nich „za drogo”…
Po zebraniu herbatę zabiera się do fabryki, gdzie po kolei fermentuje się ją, suszy gorącym powietrzem i szatkuje kilkukrotnie. Szatkuje – jako że w Indiach ludzie od wielu, wielu lat przyzwyczaili się do herbaty w torebkach, zrobionej z „odpadów” po produkcji wysokojakościowej herbaty liściastej, do teraz nie chcą pić innej. Herbata liściasta wysyłana jest więc do Europy, a w Indiach pije się masala chai przyrządzony wyłącznie na mocno poszatkowanej (aż do postaci pyłu) herbacie.
A jaki typ herbaty hoduje się w Kerali? Odpowiedź: wszystkie!
Otóż zarówno czarną, zieloną, czerwoną i białą herbatę produkuje się z tych samych liści. Finalny produkt różni się tylko sposobem produkcji, typem fermentacji i suszenia.
W Munnar znajduje się muzeum herbaty, w którym zobaczyć możecie cały proces wytwarzania tego pysznego napoju, a na koniec napić sie wybranej herbaty
Przemierzając górskie drogi w okolicach Kerali być może zauważycie krzaki pokryte białymi kwiatami, które pachną trochę jak jaśmin. To nic innego, jak kwitnąca kawa!
Właśnie tak, w Kerali produkuje się też świetną kawę.
Indusi oczywiście pod pojęciem kawy uznają praktycznie wyłącznie „nescafe” czyli rozpuszczalną kawę z mlekiem w proszku. Też skutek przyzwyczajenia.
Oryginalnie jednak w Kerali produkuje się świetną, mocną kawę z kardamonem i przyprawami – daje kopa! Znajdziecie ją w lokalnych, małych sklepach z przyprawami.
Po tym, jak już zachwycicie się plantacjami i po całym dniu pstrykania fotek dotrzecie do miasteczka Munnar, możecie czuć się nieco rozczarowani. Jeśli podróżowaliście wcześniej po Indiach – Munnar wyda wam się kolejnym małym, raczej brudnym miasteczkiem. Z powodu mieszczących się tu zakładów przemysłowych i bazaru, widok z okna, nawet z najwyżej położonego hotelu, pozostawia wiele do życzenia – pól herbacianych niestety stąd nie dostrzeżecie.
Możecie za to iść na zakupy!
Znajdziecie tu mnóstwo sklepów z herbatą i przyprawami, a także lokalne „drogerie” sprzedające kremy i kosmetyki na bazie naturalnych ziół i roślin. Munnar słynie właśnie z nich – podobno niektórzy przyjeżdżają tu po nie aż z Delhi!
Potwierdzam – kupiłam maseczkę z aloesem i żel z papai do twarzy i są naprawdę fantastyczne, a kosztowały grosze (8 zł za słoiczek).
Jeśli macie jeszcze chwilę czasu, przejdźcie się na lokalny bazar/ryneczek z owocami, warzywami i różnymi produktami spożywczymi. Nawet jeśli nie jesteście głodni, na pewno znajdziecie mnóstwo okazji do zrobienia dobrych zdjęć.
Za bazarkiem znajdują się świątynia hindu, kościół i meczet – położone dosłownie obok siebie. I to właśnie dla mnie jest najbardziej widoczny symbol koegzystencji religii w Kerali!