10 Rzeczy, Których Musisz Spróbować W Kerali (Poza Jedzeniem)

16th April 2015

Południowe Indie ciągle w mojej głowie, tak więc dziś o tym, co można ciekawego zrobić w Kerali, tak, żeby mieć potem co wspominać i opowiadać (albo opisywać na blogu, oczywiście). O jedzeniu i o tym, co najbardziej smakowało mi w Kerali przeczytasz tutaj.

1. Wizyta na polach herbacianych i długa sesja zdjęciowa wśród pól

Wizyta w Munnar nie obędzie się bez tego! Więcej o Munnar w moim poście TUTAJ

Z wesołą ekipą blogerów z Kerala Blog Express

2. Wspięcie sie na palmę w gospodarstwie agroturystycznym w Kumarakorum

Okolice Kumarakorum to małe wioseczki, które postawiły niedawno na fantastyczny regionalny program agroturystyczny.  Mieszkańcy pokazują odwiedzającym, czym zajmują się na co dzień: tkaniem lin albo przedmiotów z liści palmowych, pracą na polu ryżowym lub właśnie zbieraniem kokosów.

Przy wejściu na palmę posługują się specjalnym narzędziem, dzięki któremu wspinaczka jest o wiele łatwiejsza:

Lokalny mieszkaniec na palmie – dotarcie na szczyt zajęło mu max 10 sekund!

Kim z Izraela próbuje swoich sił we wspinaczce

Mieszkańcy wiosek są bardzo mili i pomimo że zwykle nie mówią po angielsku, i tak będziecie w stanie poczuć ich otwartość i chęć pokazania ich kultury przyjezdnym.

Pomiędzy wioskami transport odbywa się małymi łódkami, jako że większość miejsc położonych jest na brzegu rzek.

Możecie sami wybrać, który program zwiedzania was najbardziej interesuje, dostępne są różne możliwości.  Więcej informacji na stronie Turystyki Kerali, TUTAJ i TUTAJ.

Kumarakorum za projekt „Village Life Experience” otrzymało nagrodę za najlepszy projekt turystyczny w Indiach. Warto!

Tak wyglądają okolice wuoski, którą zwiedzaliśmy

Pokaz wyplatania mat z liści palmowych

3. Poproszenie lokalsa o zrobienie ci henny na rękach

Tak jak w całych Indiach, sesja nakładania henny na dłonie i stopy to obowiązkowy przystanek w podróży. Najlepiej zapytajcie w hotelu czy hostelu czy ktoś z obsługi za napiwek by wam tego nie wykonał, a jeśli nie, to na pewno znajdziecie takie możliwości w salonach piękności. Koszt niewielki, a radość ogromna! Co ciekawe, w Kerali po raz pierwszy moją hennę wykonywał mężczyzna – wcześniej spotykałam się tylko z kobietami wykonującymi te wzory, ciekawe.

PS Henna ślubna, która wykonywana jest dla panny młodej, zawiera gdzieś ukryte w zawijasach i wzorach imię przyszłego męża. Podczas wesela (albo podczas nocy poślubnej), pan młody ma za zadanie odnaleźć swoje imię na ciele żony:)

Fot. K. Cohen, http://www.vanillaskydreaming.com

4. Interakcja ze słoniem

Słonie są jednym z symboli Kerali. Jadąc na północ stanu, do Thekkady na przykład, zapewne zauważycie je nawet przechodzące się drogą. Słonie są tu traktowane bardziej jako zwierzęta nad którymi da się w pewnym stopniu zapanować i wykorzystać np. do przenoszenia ciężkich przedmiotów. Ale jednocześnie otacza się je ogromnym szacunkiem. Są wręcz traktowane jak ludzie – spotkałam się z sytuacją, gdzie słoniom nakładano „tikkę” na czoło – tak jak ludziom!

Kilka razy w ciągu roku są organizowane konkursy piękności dla słoni – gdzie słonie są malowane, nakładana jest im ogromna biżuteria „na trąbę” i bransolety na nogi.

W sierocińcu dla słoni

 

Kąpiel w sierocińcu dla słoni

 

W całym stanie znajdują się sierocińce dla słoni i organizacje pozarządowe zajmujące się tymi sympatycznymi stworzeniami. Pomagają one słoniom, które mają problemy ze zdrowiem, albo zostały porzucone przez rodziców w dżungli, lub uratowane z cyrku. Większość z nich jest otwartych dla odwiedzających – opłąty za wejście pomagają sfinansować koszt utrzymania słoni – wyobraźcie sobie, że słoń musi dziennie zjeść 150 kg pożywienia!

Rano odbywa się kąpiel słoni w jeziorze – mimo, że zwiedzający nie mogą dosłownie pomóc w kąpieli, można przyglądać się z brzegu i dostać trąbą po głowie – to akurat przez starego słonia cyrkowego, który nauczył się tej sztuczki wcześniej.

5. Totally chillout na łodzi mieszkalnej

Keralskie backwaters, czyli rozlewiska, to dla mnie najlepszy symbol tego pięknego rejonu. Setki kilometrów rzek, czasem szerokich, czasem wąziutkich, mnóstwo jezior, a wokół nich wioski – ciche, spokojne życie.

Miałam cudowną okazję przyglądać się tym wyjątkowym krajobrazom z pokładu łodzi mieszkalnej (houseboat), należącej do firmy Lakes And Lagoons.

Łódź miała 3 pokoje i przedni pokład z miejscem na posiłki i przednim tarasem z materacem, na którym można było się relaksować i przyglądać migającym krajobrazom. Załoga – 3 osoby, cały czas dbała, żeby niczego nam nie brakowało. Z tyłu łodzi znajdowała się kuchnia i posiłki – obiad, powieczorek, kolacja i śniadanie, były gotowane świeżo, nie było mowy o żadnych krakersach czy chipsach. Smażone banany, które dostałyśmy na deser, do teraz siedzą mi w głowie. Ale to było pyszne!

Korytarz między pokojami na łodzi

Loża z przodu pokładu

Nasza łódź

Pokoje wyglądały dosłownie jak hotelowe! A do tego każdy pokój miał własną łazienkę, a w niej ręczniki i przybory toaletowe:

Moja sypialnia

W ciągu naszego długiego, prawie 20-godzinnego rejsu, mieliśmy tylko 1 przystanek – w jednej z wiosek, która słynie z kościoła i wyjątkowo kiczowatej kapliczki w kształcie skały.

Jeśli miałabym wybrać spośród wszystkich rzeczy tą, która najbardziej mnie zachwyciła w Kerali, to byłby właśnie ten rejs. Być może to dzięki przepięknym widokom, zaskakująco wyglądającej łodzi, albo serwowanym posiłkom – a może dzięki doborowemu towarzystwu! Na łodzi mieszkałam z blogerkami z Izraela i Bułgarii i przegadałyśmy długie godziny o tym, jak żyje się w naszych krajach i jakie mamy plany na przyszłość. Jeśli dobierzecie sobie dobrą ekipę, na pewno zachwycicie się rejsem po backwaters!

PS W cenę rejsu nie wliczony jest jedynie alkohol i przekąski – te musicie zabrać sami, można je kupić w sklepiku na przystani startowej.

6. Krótki spacer po polach ryżowych

W nocy łodzie mieszkalne cumują przy polach ryżowych i wyłączają silniki. Zapada błoga cisza (bez hałasu całej tej statkowej maszynerii), robi się nieco chłodniej, i powoli z ciemności wyłaniają się komary. W czasie gdy obsługa łodzi zakładała na pokład wielką moskitierę, umożliwiającą przebywanie na pokładzie w nocy, razem z resztą ekipy wybraliśmy się na spacer po otaczających nas polach.

Ryżowe selfie z drużyną Kerala Blog Express

Zachód słońca i nasze zacumowane łodzie

Był z nami właściciel jedego z pól ryżowych w okolicy, który opowiedział nam o ryżu i jego produkcji – wiecie, że w Kerali obróbkę ryżu wykonuje się ciągle manualnie? Ogromne jego ilości muszą być każdego dnia zbierane, następnie ziarna są wytrząsane i dalej obrabiane. Zanim mogą trafić do sprzedaży, minie dobrych kilka dni!

W Kerali je się głównie tzw. czerwony ryż – który wygląda trochę jak kasza pęczak, jest większy niż np. basmati, i bardziej szaro-czerwony, I bardzo smaczny!

Chodząc po polu, trzeba poruszać się powoli, żeby nie wpaść w kanały albo w same uprawy, które są bardzo błotniste. Miejcie oczy otwarte – możecie zauważyć przepiękne ptaki, jaszczurki a nawet.. węże!

7. Obejrzenie tradycyjnych walk Kalaripayattu

Wieczoru pewnego w Thekady, lokalna organizacja turystyczna postanowiła zorganizować dla nas pokazy kulturowe. Spodziewałam się typowej sytuacji – prezentacja w power poincie, jakieś tańce, jedzenie i alkohol. Ale nie. Zamiast tego na prowizoryczną scenę wyszło 4 facetów, ukłoniło się i… zeszło ze sceny.

Prowadzący dopiero wtedy zaczął nas wprowadzać w starożytną sztukę walki kalaripayattu, czyli walki wręcz i z użyciem białej broni. Aby nauczyć się tajników walki, małych chłopców uczy się gibkości, odwagi i szybkości – zajmuje to conajmniej 10 lat, zwykle więcej. Guru-nauczyciel, decyduje o możliwych postępach ucznia i tego, czy dać mu możliwość przejścia „poziom wyżej” i nauczenia się nowej techniki lub walki nową bronią. Każde takie przejście świętowane jest specjalną modlitwą.

Przed walką uczestnicy przechodzą masaż olejami, tak aby ich mięśnie były rozgrzane i gotowe do ogromnego wysiłku, jaki je czeka.

Powiem wprost – walki Kalaripayattu są niesamowite – siedząc w pierwszym rzędzie, obserwując wchodzące po kolei na scenę pary walczących, czułam się jak przed ekranem kinowym. To, co działo się dosłownie 2 metry ode mnie, było niesamowite.

Walki zaczęły się od pojedynków na drewniane kije, potem pokazano, jak unieruchomić przeciwnika używając zaledwie szala. Potem nadszedł czas na walkę na miecze (prawdziwe, ciężkie miecze! Aż iskry leciały!), a na koniec (tu już musiałam zamknąć oczy i skulić się na krześle) – najbardziej niebezpieczna broń w Kerali – wielki bicz zakończony metalowymi witkami, o długości może 1.5-2 metrów. Każdy ruch tym specyficznym batem powodował hałas i krzesił iskry – a każde dotknięcie „witki” możnaby przepłacić odciętą kończyną!

Zdecydowanie najbardziej ekscytujące kulturowe doświadczenie w Kerali, jak dla mnie.

Tu jeszcze krótka sesja z 4 wojownikami z Thekkady:

Kerala Blog Express i wojownicy kalari

8. Przeplynięcie się kajakiem po urokliwych małych rzeczkach

Na rozlewiskach Kerali możecie nie tylko popływać łodzią mieszkalną – możecie też poznać wodę bliżej i przepłynąć się kajakiem. Kalypso Adventures organizuje bardzo fajne wycieczki kajakowe w okolicach Periyar.

Lekkie, dwuosobowe kajaki nie są specjalnie trudne w obsłudze, więc z wiosłowaniem każdy sobie poradzi.

Gorzej z naturalnymi przeszkodami… Woda jest bardzo czysta, i rośnie w niej dużo przeróżnych roślinek. Najgorsze są lilie wodne i zielone, krzaczaste zielska, które spowalniają kajak i zaczepiają się o wiosła, przez co poruszanie się jest naprawdę niezłym wysiłkiem. A roślinek jest tam sporo, o proszę:

Jakby ktoś miał wątpliwości – płyniemy po rzece, nie po trawie:)

Trasa wiedzie poprzez wąskie rzeczki, a na ich brzegach toczy się normalne wiejskie życie: usłyszycie więc wiele „Hello, how are you” od przechodzących brzegiem mieszkańców, zobaczycie krowy i koty, i może nawet nieco bardziej dzikie zwierzęta.

W sumie – takie kajakowanie to niezły wycisk, ale zdecydowanie wart wysiłku!

9. Założenie tradycyjnego biało-złotego saree albo męskiego mundu

Sari kojarzą wszyscy – kolorowe, delikatne – sprawia, że nosząca je kobieta wygląda jak kolorowy ptak. Może być proste, w jednym kolorze, we wzory, albo z wyszytymi złotymi nićmi misternymi kwiatami. Na ślub panna młoda zakłada czerwono-złote sari i biżuterię, co może ważyć dobre 20kg!

W Kerali wygląda to trochę inaczej – tradycyjne sari jest zaskakująco proste. Składa się z kremowego materiału ze złotym brzegiem. Sam materiał jest dość ciężki i trudny w układaniu, coś jak prześcieradło. Pod spód zakłada się długą białą spódnicę i krótką bluzeczkę – choli, która odsłania brzuch.

Żeby założyć sari, asystowały mi 2 kobiety, i zajęło to jakieś 20 minut. W życiu nie zrobiłabym tego sama! Układanie fałdek, wygładzanie i upinanie agrafkami to naprawdę mozolna praca.

Czułam się w tym naprawdę piękna, ale chodzenie sprawiało mi nieco problemów, a do tego bałam się, że na coś nastąpię albo pociągnę, i cała konstrukcja ze mnie zleci.

Mężczyźni w Kerali raczej nie noszą spodni – zamiast tego zakładają mundu – sarongi, które wiążą na biodrach. Biało-złote mundu są eleganckie, a kolorowe albo we wzorki nosi się na co dzień. Długie sarongi zakłada się na specjalne okazje, albo by pokazać, że nosi się ubiór biznesowy. Krótkie, prawie że „mini spódniczki” to strój codzienny i domowy.  Polecam panom spróbowanie mundu chociaż raz:)

Reprezentacja keralskich sari i mundu

10. Spróbowanie masażu ajruwedyjskiego albo przetestowanie się podczas sesji jogi

Nie jestem osobą, która zachwycałaby się masażami – po prostu za nimi nie przepadam.

Kerala jest jednak kolebką słynnego masażu ajruwedyjskiego, więc chcąc nie chcąc, napotykałam się na niego na każdym kroku.

Każdy większy hotel oferuje własne usługi ajruwedyjskiego spa, a do tego z każdym większym mieście znajdziecie salony masażu.

Ajruweda to starożytna dziedzina naturalnej medycyny indyjskiej, zbudowany na przekonaniu że wszystko składa się z 5 żywiołów, a elementy żywe posiadają także dodatkowy żywioł: prana, czyli siła życiowa, podstawowa energia odpowiadająca za fizyczne, umysłowe i duchowe zdrowie i siłę. To właśnie ona determinuje nasze samopoczucie i medycyna ajruwedyjska ma na celu doprowadzenie do sprowadzenia prany do idealnego stanu.

Joga natomiast to osobny temat. W Kerali znajduje się wiele miejsc, gdzie można nauczyć się jogi – są tu ashramy, czyli miejsca wyciszenia, gdzie można udać się na podstawowy, 2-tygodniowy kurs, albo zamieszkać tam na kilka miesięcy. Książki o jodze dostaniecie nawet w małych lokalnych sklepikach, a w każdym hotelu który odwiedziłam, odbywała się poranna joga.

A także, kompletnie poza rankingiem: plaże!!!

 

Follow Kerala Tourism on
Facebook, Twitter, Instagram
to get the latest updates about blog express