5th March 2014
Od teraz przez jakiś czas będę pisała ja, Ola (wcześniej pisaliśmy wspólnie).Jak wiecie nie przepadam za zorganizowanymi wyjazdami. Nie przepadam też za samotnym podróżowaniem (przy czym przez samotne rozumiem bez kogoś, kogo wcześniej już znałam, ten typ tak ma, lubię tylko tych ludzi, których już znam). Od paru lat nie wyobrażam sobie też, że mogłabym wyjechać gdzieś bez Maćka i Kaliny (przynajmniej dłużej niż na 3 dni). Ale … różne przypadki chodzą po ludziach.Często bierzemy udział w różnych konkursach. Gdzieś trzeba wysłac zdjęcie, innym razem wymyślić hasło czy zgłosić bloga. Czasem udaje sie nam wygrać (już po powrocie nasze zdjęcie z Jeepem i Eddiem na tle góry wygrało dla nas tableta), częściej zapominamy o konkursie 3 minuty po tym jak weźmiemy w nim udział.
Tak też było z tym konkursem. To chyba Basia z Alexem z Klubu Nomadów wspomnieli że jest coś takiego jak Kerala Blog Express – Departament Turystyki indyjskiego stanu Kerala w ramach działań marketingowych postanowił ogłosić konkurs dla blogerów z całego świata. Wystarczyło zarejestrować swojego bloga, nagrodą dla 25 wybranych miała być 17-dniowa objazdówka autokarowa po największych atrakcjach Kerali. Zarejestrowałam, w głosowaniu przepadliśmy z kretesem (27 głosów, podczas gdy najlepsi mieli po kilkaset), i wyrzuciłam konkurs z pamięci. Ku mojemu zdziwieniu kilka tygodni temu dostałam maila o treści „Gratulacje! Twój blog został wybrany…” – jak to? Głosowanie nie było jedynym kryterium wyboru – usłyszałam.
Okazało się, że jechać może jedna osoba. Organizatorzy zapewniają na miejscu wicht i opierunek, a także zwracają połowę ceny biletu. No dobrze, pomyślałam, ale ten bilet muszę najpierw kupić. A jak to jakaś ściema? Przecież niemożliwe, żeby wybrali właśnie naszego bloga! (ach, ten brak wiary we własne możliwości…). Do tego doszły inne wątpliwości. Kawiarnia, dzieci…
Ale koniec końców, namawiana i uspokajana przez osoby, które zapytałam o opinię („Jedź, jak to ściema to i tak już tam będziesz, to sobie przynajmniej pozwiedzasz”) zdecydowałam: jadę do Indii! Potem od zaprzyjaźnionych blogerów dowiedziałam się, że nie ja jedna dostałam takiego maila. Ale… tylko ja postanowiłam lecieć – i mam nadzieję, że nie pożałuję:)))
Wylatuję z Polski 8 marca, wracam 27 marca i przez ten czas będę starała się w miarę na bieżąco pisać Wam jak to w tej Kerali jest. Ba, nie tylko na blogu, organizatorzy zażyczyli sobie, żebym założyła profil na twitterze. No to założyłam – możecie mnie tam znaleźć jako osiemstop.
Bilet mam, wizę mam, nad wizą do Dubaju (20-godzinny postój w drodze powrotnej) jeszcze pracuję (oj, te wizy, doprawdy, narzekanie na Amerykanów jest głęboko przesadzone…), ramiona bolą po szczepieniach. Jeszcze tylko się spakować, przekazać Pawłowi tajemną wiedzę (jak się robi tartę mleczną), wyściskać i wycałować na zapas Maćka i Kalinę i w drogę! Trzymajcie kciuki!