The best of Kerala czyli bouthouse’ami po backwatersach

14th April 2014

 

Jest kilka wspomnień, które na pewno na zawsze zostaną szufladce „Kerala” w mojej głowie po tym wyjeździe: soczysta zieleń herbacianych pól, zapachy przypraw zrywanych prosto z drzewa, hałasy keralskiej ulicy, smak kokosa. Ale moim ulubionym wspomnieniem będzie chyba woda. Pisałam już wcześniej o backwaters w kontekście dojazdu do hotelu. Kolejne dni pokazały, że to był dopiero początek.

Przez pierwsze dni po kanałach pływaliśmy często, głównie po to, żeby dostać się do kolejnych hoteli, ale w końcu w okolicy Kollam wybraliśmy się na przejażdżkę łodzią, której cel wykraczał poza względy czysto transportowe. Rejs został zorganizowany dla nas przez hotel Raviz więc było dość wystawnie – pyszny lancz, kawa, herbata, ba, nawet piwo i lokalne wino.

Przejażdżka po jeziorze Ashtamudi trwała kilka godzin więc mogłam się zrelaksować, napatrzeć się na wodę i zielone brzegi ile wlezie i porozmawiać o tym i owym z nowymi znajomymi – na przykład z Danielem, dziennikarzem i podróżnikiem z Brazylii o kawiarniach, pokazach zdjęć i podróżach oczywiście. Umówiliśmy się, że jak wpadnie do Polski to zrobi u nas pokaz – a ma z czego wybierać, był w ponad 30 krajach. Rozmawialiśmy też o tym co trapi wszystkich chyba blogerów podróżniczych – jak to robić żeby podróżować i na tym zarabiać. Daniel pracował i nadal pracuje dla wielu magazynów podróżniczych, zarówno na etacie jak i (obecnie) jako freelancer, wydał kilka książek i przewodników, jednak nawet on z żalem przyznaje, że kokosów z tego nie ma, choć przynajmniej może sporo pojeździć – na wyjazdy takie jak ten keralski zapraszany jest dość często.

Ruch na wodzie był całkiem spory – od łodzi takich jak nasza, poprzez motorówki aż po maleńkie chybotliwe łódeczki. Udało nam się też obejrzeć wyścig snake boats – długich, wąskich łodzi, na każdej z nich kilkudziesięciu wioślarzy, wybijacz rytmu i dowódca zagrzewający do walki.

Zwykle takie wyścigi odbywają się we wrześniu, ten był zorganizowany dla nas przez hotel, nie przeszkodziło to nam jednak, podobnie jak kibicom zgromadzonym tłumnie na brzegu i przede wszystkim samym zawodnikom w przeżywaniu prawdziwych sportowych emocji.

Jednak moim zdecydowanie ulubionym keralskim wspomnieniem pozostanie boathouse czyli łodzie, które przez lata wykorzystywane były do transportu ryżu a obecnie funkcjonują jako łodzie mieszkalne. W latach 90. przyszedł kryzys i ktoś wpadł na pomysł przekształcenia łodzi w atrakcję turystyczną. O ile w pierwszych latach było ich zaledwie kilka, o tyle teraz jest ich ponad 800.

Zostaliśmy podzieleni na grupki 4, 3 i 2-osobowe, bo po tyle pokoi miały łodzie. Ja, wraz z Shawnem trafiłam na łódź dwuosobową. Muszę przyznać, że zwykle obawiam się takich sytuacji – zarówno zbyt duże grupy jak i bycie „skazanym” na towarzystwo jednej osoby, której zbyt dobrze nie znam jawi mi się jako dość ryzykowne. O ile w dużej grupie po prostu się wycofuję na z góry upatrzone pozycje, o tyle w sytuacji 1:1 bywa po prostu niezręcznie.

Na szczęście tym razem obawy okazały się niepotrzebne. Z Shawnem, który nota bene jest równie introwertyczny co ja i ma podobne poglądy na temat większych zgromadzeń, dobraliśmy się (a raczej zostaliśmy dobrani) idealnie.

Przegadaliśmy całe popołudnie, zarówno o naszych podróżach (kilka lat temu przejechał z żoną i synem dookoła świata w 18 miesięcy, a w zeszłym roku zrobili sobie kilkumiesięczną rundkę po Europie), jak i po prostu o życiu, wszechświecie i całej reszcie.

Łódź kołysała łagodnie a my wylegiwaliśmy się na dziobie w promieniach keralskiego słońca, raz na jakiś czas cykając fotki a to chybotliwej łódeczki, a to pól ryżowych, a to kościółka wybudowanego jeszcze przez Portugalczyków, a to zaganiacza kaczek, a to wreszcie łodzi wypakowanych po brzegi workami z ryżem.

Pod wieczór zacumowaliśmy przy brzegu, obejrzeliśmy kolejny keralski zachód słońca i pogadaliśmy jeszcze troszkę, tym razem w gronie rozszerzonym o sąsiadów z łodzi obok: Nelsona i Prasada. Nelson to mieszkający w Berlinie Portugalczyk piszący o podróżach i jedzeniu i zwycięzca konkursu Europejski Blog Roku 2014, Prasad z kolei to pochodzący z Indii fotograf o ostrym jak brzytwa poczuciu humoru. W takim gronie ciężko się nudzić, więc wieczór był niezwykle udany. Rano z żalem wróciliśmy do Alappuzha (znanego również jako Alleppey), skąd ruszyliśmy na wschód, żegnając się na jakiś czas z wodą.

Jeśli będziecie w Kerali koniecznie wybierzcie się na taki rejs. Ja, jeśli dane mi będzie wrócić kiedyś w te strony, na pewno zdecyduję się popłynąć jeszcze raz. Z całego pobytu na Kerala Blog Express było to zdecydowanie najprzyjemniejsze doświadczenie.

Follow Kerala Tourism on
Facebook, Twitter, Instagram
to get the latest updates about blog express